Liczba wyświetleń

AKTUALNOŚCI

INFORMACJE
Szablon wykonany przez niejestemGombrowiczem z panda-graphics, dziękuję!♥
http://1.bp.blogspot.com/-XV7wFCzHUq8/UKjON_iJjjI/AAAAAAAAAlI/5Qg5TQUtnLY/s1600/4.png

009. Co dwa psy to nie jeden

Mój piesek - serduszko u moich stóp

~ Edith Wharton
 

Cześć! Znowu nie było mnie tu prawie miesiąc, ale tym razem nie z powodu braku weny, a zwyczajnie z braku czasu - studia nie wybierają:). Dodam jeszcze, że pracuję nad zmianą szaty graficznej, mam z tym drobne kłopoty, ale liczę na to, że koniec końców mi się uda.
Dzisiaj przychodzę do was z trochę "lżejszym" tematem. Około 14 miesięcy temu w naszej rodzince nastąpiło małe trzęsienie ziemi, a moje psie dziecko zyskało za towarzysza małą, dwumiesięczną, czarną kulkę, którą mój brat postanowił uratować przed szponami krat. Nazwaliśmy ją Kofi - spolszczona wersja angielskiego "coffee". Jak się okazało, imię dopasowało się do naszego czterołapka idealnie. Początkowo, jak każdy pies w nowej sytuacji, Kofi bardzo się bała, nie chciała też jeść, a na głowie miała ranę - domyślam się, że to sprawka jej starszego rodzeństwa. Strach i obawy nie trwały jednak długo, po tygodniu pies czuł się jak u siebie - czyli tak jak powinien, a rana zagoiła się. Po około miesiącu od pojawienia się tej małej kruszynki wśród nas postanowiliśmy spróbować przedstawić ją Kamie. Mój rudzielec nie zawiódł i przyjął Kofi z radością, a nawet z matczyną miłością - mimo, że nie należy do aktywnych psów, bawiła się ze szczeniakiem jak tylko była taka możliwość, pilnowała jej na każdym kroku, myła ją i z nią spała (podobnie jak kiedyś z moim króliczkiem Tofikiem). Idealny scenariusz, prawda?
Kofi rosła, coraz bardziej broiła i - niestety - była coraz bardziej nieznośna. Kama coraz rzadziej miała ochotę ją zabawiać, a mała z drugiej strony coraz bardziej jej dokuczała. Zaczęły pojawiać się spięcia - pomrukiwania, burknięcia i poszukiwanie schronienia przez natrętnym lokatorem. Z czasem zrobiło się jeszcze gorzej - dochodziło do pokazywania kłów. Nie ingerowaliśmy, ponieważ to psy muszą ustalić między sobą hierarchię, żeby sprawa była jasna. Ku mojemu zaskoczeniu Kama coraz mniej akceptowała Kofi, dało się zauważyć, że stała się zazdrosna i zagrożona, przestała czuć się swobodnie w swoim własnym domu, a to był prawdziwy problem. 
Tę sytuację śmiało można porównać do narodzin drugiego dziecka - wtedy to starsze odczuwa, że cała uwaga skupiona jest na kimś nowym, a owe starsze zostaje odsunięte na drugi plan. Tak właśnie poczuł się mój rudzielec. Zniknęła matczyna intuicja, a zaczął działać instynkt samozachowawczy. 
Trochę czasu pracowaliśmy nad niepożądanymi zachowaniami i na dzień dzisiejszy od września, czyli już od przeszło czterech miesięcy nie nastąpił między psami żaden zgrzyt, pomijając drobne powarkiwania, kiedy podczas zabaw Kofi zrzucała mojemu drugiemu psu piszczałkę na głowę. Poza tym moja niunia nauczyła się dużo cierpliwości względem małego, wszędzie biegającego szatana, co nie zmienia faktu, że dalej potrafi być zazdrosna i łapać piłki i sznurki, żeby tylko zwrócono na nią uwagę. Plus jest taki, że w końcu rusza się trochę więcej i być może uda jej się zrzucić parę kilo, a przed świętami to jak najlepszy pomysł:).
Cóż, sytuacja trochę się zmieniła, wiecie już, że w moim życiu są dwa czterołapki, które kocham równie mocno, a coś czuję, że dużo więcej będę mogła pisać o Kofi, bo to ona dużo więcej rozrabia. Zdecydowanie więcej. Aktualnie siedzę we Wrocławiu, ale w najbliższy weekend zjeżdżam do domu i może uda mi się zrobić małą fotorelację ze spaceru - przy odrobinie szczęścia zrobię to w otoczeniu zimowego krajobrazu:). Tymczasem zostawiam was z garstką zdjęć, dziękuję!